Debiutuje powieścią fantasy, która opowiada o świecie elfów – innym niż ludzki, z własnymi zasadami, możliwościami i ograniczeniami. Krzysztof Chałupczyński z Wielunia w rozmowie z INFO Wieluń opowiada o tym, jak z sympatii do jednej z wymyślonych postaci narodził się cały nowy świat, dlaczego nie planuje swoich książek z góry i dlaczego elfy w jego wersji są dalekie od klasycznego, tolkienowskiego wzorca.
„Yuul” autorstwa wielunianina Krzysztofa Chałupczyńskiego to opowieść o młodej elfiej księżniczce obdarzonej niezwykłą mocą i jeszcze bardziej niezwykłą ciekawością świata. Choć osadzona w baśniowym świecie drzew, magii i pradawnych praw, książka porusza uniwersalne tematy: samotność, odmienność, napięcia między jednostką a systemem. Chałupczyński tworzy świat, który nie jest ani czarno-biały, ani przesłodzony – to fantasy z charakterem, w którym równie ważna co magia jest potrzeba bliskości, zrozumienia i poczucia własnej tożsamości.
Ireneusz Wierzbicki, INFO Wieluń: Zacznijmy od początku. „Yuul” to pańska pierwsza opublikowana powieść fabularna. Czy wcześniej próbował Pan pisać coś innego?
Krzysztof Chałupczyński, autor powieści „Yuul”: Tak, to moja pierwsza opublikowana opowieść, ale trzecia książka, którą w ogóle napisałem. Nie próbowałem wcześniej pisać – co za tym idzie – nie opublikowałem wcześniej żadnych tekstów w żadnej innej formie.
Jest Pan fanem fantasy?
Oczywiście! Jestem wielkim fanem Tolkiena, bardzo podobała mi się seria o Harrym Potterze. Przeczytałem wszystkie pięć tomów „Pieśni Lodu i Ognia”, a z naszego podwórka – uwielbiam „Wiedźmina”. Można powiedzieć, że jestem klasycznym przypadkiem kogoś, kto lubi fantastykę.
Skąd wziął się pomysł na „Yuul”?
Pojawił się, kiedy kończyłem pisać moją drugą książkę. Tak bardzo polubiłem jedną z postaci, że musiałem się cofnąć i poukładać sobie, co wydarzyło się wcześniej – odpowiedzieć, dlaczego ta postać jest taka, jaka jest. Tak powstała „Yuul”.
No dobrze, zatem był pomysł, powstała książka, ale, jak rozumiem, to był dopiero początek. Jak trudno jest młodemu autorowi zadebiutować na rynku książki? Z jakimi wyzwaniami wiąże się ten pierwszy krok?
Książka – choćby nie wiadomo jak dobra, jak pięknym językiem napisana, nawet jeśli mówi o najważniejszych sprawach na świecie – wciąż jest dobrem konsumpcyjnym. Wydawcy zależy na tym, żeby książka się sprzedała. Autorowi, oczywiście, też na tym zależy, ale to wydawca wybiera tytuły, które uzna za warte uwagi – takie, które jego zdaniem mają szansę zaistnieć na rynku.
To wielka loteria. Wydawnictwo dostaje mnóstwo propozycji i musi wybrać te, które – według jego oceny – mogą trafić w gusta czytelników.
Mieszkamy w Polsce. Polski to piękny język i osobiście bardzo go lubię – za jego giętkość i możliwości zabawy, jakie daje. Ale już sama bariera językowa sprawia, że książka może początkowo trafić do ograniczonego grona odbiorców.
Poza tym, tak się składa, że w Polsce najlepiej sprzedają się kryminały. A mojej książki, jakkolwiek ktoś by się starał, kryminałem nazwać nie może. Nigdy nie lubiłem tego gatunku i nawet nie próbuję go pisać, bo wiem, że nie potrafiłbym zrobić tego ani przekonująco, ani – tym bardziej – w sposób porywający.
To nie znaczy, że „Yuul” nie ma w sobie kilku tajemnic. Jest napisana tak, by po jej przeczytaniu czytelnik zadał sobie pewne pytania.
Książka zadebiutowała w sprzedaży w lipcu 2025 roku. Jakie emocje towarzyszyły Panu w dniu premiery? Radość, ulga, ekscytacja?
Chyba ekscytacja. Ale tak naprawdę – premiera debiutującego autora to dopiero pierwszy krok na dość długiej drodze. Wszystko zależy od tego, czy moim czytelnikom spodoba się opowieść o młodej, zagubionej dziewczynce o imieniu Yuul.
A jak wyglądał proces pisania? Miał Pan dokładny plan?
Zawsze wygląda to tak samo: wiem, gdzie chcę zacząć i jak książka ma się skończyć. Znam kilka punktów pośrednich – reszta to przygoda, w którą zabierają mnie moi bohaterowie.
Przejdźmy więc do samej fabuły. Choć „Yuul” to opowieść o elfach, pojawiają się tam bardzo ludzkie tematy: samotność, inność, dojrzewanie. Chciał Pan opowiedzieć coś uniwersalnego o dorastaniu?
Nie do końca tak to widzę. Elfy i ich świat były mi potrzebne, by pokazać odmienność – niekoniecznie dorastanie. Nie nazwałbym tej książki klasyczną historią inicjacyjną, bo u elfów proces dojrzewania wygląda zupełnie inaczej niż u ludzi. Bardziej skupiłem się na pokazaniu, że inne nie znaczy gorsze. Że w odmienności kryją się zarówno zalety, jak i pułapki.
Dlaczego elfy, a nie ludzie? Co daje taka fantastyczna perspektywa?
Przede wszystkim – wolność. Mogłem puścić wodze wyobraźni i stworzyć zupełnie nowe zasady społeczne, a jednocześnie pozostać w tym wiarygodny. Elfy mają inne ograniczenia niż ludzie, więc muszą budować swoje społeczeństwo w inny sposób. Choć, oczywiście, niektóre ich problemy są bardzo ludzkie i można je przenieść na nasze realia.
Świat przedstawiony – Mirimilion – jest bardzo szczegółowy. Długo Pan nad nim pracował?
Nie chciałbym, żeby ktoś robił mi test ze wszystkich pradawnych drzew, bo pewnie bym go oblał! (śmiech) Świat elfów powstawał na potrzeby historii, a nie odwrotnie. Nie jest jeszcze ukończony. Dużo łatwiej opisuje mi się szczegóły świata wtedy, kiedy są potrzebne bohaterom, a nie wtedy, gdy ja tego chcę. To bardzo wygodne – mogę w przyszłości modyfikować pewne rzeczy, by miały dla mnie sens.
Skąd pomysł, by kolor włosów był miarą mocy magicznej?
Zrobiłem to trochę przekornie. Nie chciałem, żeby moje elfy wyglądały jak stereotypowe długouche blondyny z lasu. Nigdy nie spotkałem elfa, więc nikt nie ma dowodów, że nie wyglądają właśnie tak! (śmiech)
No i miałem już wcześniej jedną postać z ciemnymi włosami i dużą mocą – musiałem dopasować to i owo tak, żeby wszystko dalej miało sens. Pomysł, że wewnętrzna siła wpływa na wygląd zewnętrzny, stworzył ciekawe możliwości i wzbogacił historię. Czy ma to metaforyczne znaczenie? Być może…
Yuul ma około dziesięciu lat, ale mentalnie bywa dojrzalsza niż niejeden dorosły. Czy pisał Pan ją z myślą o młodszym odbiorcy?
Wolałbym, żeby mojej książki nie czytały zbyt młode dzieci. Myślę, że granica 16 lat to bezpieczny próg. Wiek u elfów ma zupełnie inne znaczenie niż u ludzi – są długowieczne, dojrzewają szybciej, także mentalnie. Zwłaszcza u ciemnowłosych elfów – takich jak Yuul – to widać wyraźnie.
Z których scen jest Pan najbardziej zadowolony?
Chyba ze wszystkich scen z Nopem. Ta postać bardzo mnie ubawiła i cieszę się, że była mi potrzebna w tej historii. Lubię też końcówkę – sceny z perspektywy magów z Arcanii. Były takim lekkim odejściem od poważnych tonów i bardzo mi się to przydało. Zresztą całość wydaje mi się solidna, ale te momenty są szczególnie bliskie mojemu sercu.
Która z postaci – poza Yuul – jest Panu najbliższa?
Staram się nie utożsamiać z żadną. Ja je wymyślam i opisuję tak, żeby czytelnik sam mógł się z nimi utożsamić – albo nie. Może spróbuje postawić się w ich sytuacji, pomyśleć: „jak ja bym się zachował?” – i to już wystarczy.
To na koniec – czego życzy Pan książce i jej czytelnikom po premierze? I czy możemy liczyć na kontynuację?
Chciałbym podziękować czytelnikom za zaufanie – kupowanie debiutu fantasy w Polsce nie jest łatwe. Sobie życzę, żeby udało mi się dokończyć tę historię, bo muszę przyznać, że mnie odrobinkę… wciągnęła. Obecnie piszę czwartą książkę, a pomysły mam już na co najmniej dwie kolejne.
Czytelnikom życzę, żeby „Yuul” im się spodobała. Żeby pokochali Nopa, Stefana, Neetę, Semfi, Juliusza, Marka, a może nawet Frillianta? A przede wszystkim – żeby po przeczytaniu poczuli, że to była historia, która dała im satysfakcję.
5 rzeczy, których mogłeś nie wiedzieć o książce „Yuul”
- To debiut… ale nie pierwszy tekst autora.
Choć „Yuul” to pierwsza wydana powieść Krzysztofa Chałupczyńskiego, autor ma już za sobą dwie inne ukończone książki – które wciąż czekają w szufladzie. - Nop – najzabawniejszy bohater?
Najwięcej frajdy podczas pisania sprawiła autorowi postać Nopa – absurdalnego, lekko zwariowanego towarzysza o dużej sile komicznej. - Moc według koloru włosów.
W świecie elfów im ciemniejsze włosy, tym większy potencjał magiczny. Pomysł powstał z przekory i potrzeby odejścia od klasycznych stereotypów elfów. - Brak planu to też plan.
Chałupczyński zaczyna pisanie z tylko kilkoma punktami: początkiem, końcem i kilkoma ważnymi momentami po drodze. Resztę prowadzą… bohaterowie. - Dla kogo jest ta książka?
Na pewno nie dla małych dzieci. Sam autor mówi, że granica 16 lat to rozsądne minimum – bo mimo baśniowej otoczki, historia porusza też poważniejsze tematy.



